(...) my nie mamy nic, co moglibyśmy dać Bogu, możemy jedynie przedstawić Mu nasz grzech. A On go przyjmuje jako swój, a w zamian daje nam siebie samego i swoją chwałę. Chodzi tu o wymianę prawdziwie nierówną, która dokonuje się w życiu i męce Chrystusa. On czyni siebie grzesznikiem, bierze grzech na siebie, przyjmuje to, co jest nasze, a daje nam to, co jest Jego. Jednak potem, wraz z rozwojem myśli i życia w świetle wiary, okazało się, że nie dajemy Mu tylko grzechu, gdyż On dał nam pewną zdolność: wewnętrznie darowuje nam moc, abyśmy dali Mu coś pozytywnego, naszą miłość, byśmy dali Mu człowieczeństwo w pozytywnym sensie. Oczywiście jasne jest, że tylko dzięki hojności Boga człowiek, żebrak, który otrzymuje Boże bogactwo, może również dać coś Bogu; Bóg sprawia, że możemy przyjąć dar, uzdalniając nas byśmy wobec Niego stali się dawcami.


(...) Widzimy, że w naszym bogatym zachodnim świecie wiele brakuje. Wielu ludziom brakuje doświadczenia Bożej dobroci. Nie znajdują jakiegokolwiek kontaktu z oficjalnymi Kościołami z ich tradycyjnymi strukturami. Dlaczego? (...) Potrzebują oni miejsc, gdzie mogą mówić o swojej tęsknocie wewnętrznej. Jesteśmy tu powołani do poszukiwania nowych dróg ewangelizacji. Jedną z takich dróg mogą być małe wspólnoty, gdzie możliwe jest przeżywanie przyjaźni i pogłębianie ich na częstym wspólnym uwielbianiu Boga. Są to osoby, które swoim miejscu pracy oraz w gronie rodzinnym czy kręgu znajomych mówią o swoich małych doświadczeniach wiary, świadcząc w ten sposób o nowej bliskości Kościoła wobec społeczeństwa.


(...) Drodzy przyjaciele, obraz świętych co pewien czas przedstawiany jest w formie karykaturalnej i wypaczonej, jak gdyby bycie świętym oznaczało bycie nierzeczywistym, naiwnym i pozbawionym radości. Nierzadko sądzi się, że świętym jest tylko ten, kto dokonuje czynów ascetycznych i moralnych na najwyższym poziomie i że dlatego z pewnością można go czcić, ale w żadnym nie naśladować w swoim życiu. Jakże mylący i zniechęcający jest taki pogląd! Nie ma ani jednego świętego, poza Maryją Panną, który nie zaznałby także grzechu i który nigdy by nie upadł. Drodzy przyjaciele, Chrystus interesuje się nie tyle tym, ile razy w życiu chwiejemy się i upadamy, ale raczej ile razy z Jego pomocą powstajemy. Nie wymaga niezwykłych działań, ale chce, aby Jego światło jaśniało w was. Nie wzywa was, abyście byli dobrzy i doskonali, ale ponieważ to On jest dobry i chce uczynić was swymi przyjaciółmi. Tak, wy jesteście światłem świata, gdyż Jezus jest waszym światłem. Jesteście chrześcijanami nie dlatego, że dokonujecie rzeczy szczególnych i niezwykłych, ale dlatego, że On – Chrystus jest waszym, naszym życiem. Wy jesteście świętymi, my jesteśmy świętymi, jeśli pozwalamy Jego łasce działać w nas.


(...) Pobożność maryjna skupia się na rozważaniu więzi między Maryją a Jej boskim Synem. Wierni w modlitwie, w cierpieniu, w dziękczynieniu i radości znajdowali nowe aspekty i tytuły, mogące lepiej odkryć przed nami tę tajemnicę, np. obraz Niepokalanego Serca Maryi jako symbol głębokiej i bezwarunkowej jedności z Chrystusem w miłości. To nie samorealizacja, chęć posiadania i tworzenia siebie, prowadzi do prawdziwego rozwoju człowieka, co jest dzisiaj proponowane jako wzór współczesnego życia, a co łatwo zamienia się w formę wyrafinowanego egoizmu – ale właśnie postawa daru z samego siebie, wyrzeczenia się siebie, zwracająca się ku sercu Maryi, a zarazem ku sercu Chrystusa, jak też ku bliźniemu – jedynie taka postawa pozwala nam odnaleźć siebie samych.


(...) Niektórzy, spoglądając na Kościół, zatrzymują się na jego aspekcie zewnętrznym. Kościół jawi się wówczas tylko jako jedna z wielu organizacji w społeczeństwie demokratycznym, w którym – zgodnie z jego normami i przepisami – nawet postać tak trudna do zrozumienia jak „Kościół” winna być następnie oceniana i traktowana. Jeśli później dochodzi jeszcze bolesne doświadczenie, że w Kościele są ryby dobre i złe, pszenica i kąkol, i jeśli spojrzenie zatrzyma się na rzeczach negatywnych, wówczas już się nie dostrzega wielkiej i pięknej tajemnicy Kościoła


(...) Dlaczego jestem w Kościele? Czy jestem w Kościele podobnie jak w klubie sportowym, w stowarzyszeniu kulturalnym itp., gdzie rozwijam swoje zainteresowania, a kiedy już mi nie odpowiadają, odchodzę; czy też należenie do Kościoła jest czymś głębszym?» Ja bym powiedział, że ważne jest uświadomienie sobie, że być w Kościele to nie to samo co być w jakimś stowarzyszeniu, ale być w sieci Pana, którą On wyciąga  dobre i złe ryby z wód śmierci na ziemię życia. Być może w tej sieci znalazłem się właśnie obok złych ryb i czuję to, ale prawda jest taka, że nie jestem tam ze względu na jedne albo na drugie, ale dlatego, że jest to sieć Pana; jest to coś innego od wszystkich ludzkich stowarzyszeń – to rzecz dotycząca podstawy mojego bytu.