Kiedy przyjmujemy w naszym sercu Ducha Świętego i pozwalamy mu działać, to sam Chrystus staje się obecny w nas i przybiera realne kształty w naszym życiu. To On, sam Chrystus będzie się poprzez nas modlił, przebaczał, wlewał nadzieję i pocieszenie, aby służyć naszym braciom, stać się bliskim dla potrzebujących i ostatnich, aby tworzyć komunię, rozsiewać pokój. Pomyślcie jakie to ważne, że przez Ducha Świętego przychodzi sam Chrystus, aby wszystko to czynić pośród nas i dla nas. Dlatego tak ważne jest to, aby dzieci i młodzież otrzymali ten sakrament.


 Jesteśmy wspólnotą wierzących, jesteśmy Ludem Bożym i w tej wspólnocie doświadczamy piękna dzielenia się doświadczeniem miłości, która nas wszystkich uprzedza, ale która równocześnie domaga się od nas bycia „kanałami” łaski jedni dla drugich, pomimo naszych ograniczeń i naszych grzechów. Wymiar wspólnotowy jest nie tylko jakąś „otoczką”, „dodatkiem”, ale jest integralną częścią życia chrześcijańskiego, świadectwa i ewangelizacji. Wiara chrześcijańska rodzi się i żyje w Kościele, a w chrzcie rodziny i parafie świętują włączenie nowego członka w Chrystusa i w Jego Ciało, którym jest Kościół, do Ludu Bożego. 


Musimy rozbudzić pamięć naszego chrztu. Jesteśmy wezwani, by żyć naszym chrztem każdego dnia, jako rzeczywistością aktualną w naszym życiu. Jeśli udaje się nam iść za Jezusem i trwać w Kościele, pomimo naszych ograniczeń, słabości i grzechów, to dzieje się to jedynie ze względu na sakrament, w którym staliśmy się nowymi stworzeniami i zostaliśmy przyobleczeni w Chrystusa. To właśnie na mocy chrztu uwolnieni od grzechu pierworodnego zostaliśmy wszczepieni w relację Jezusa z Bogiem Ojcem; niesiemy nową nadzieję, bo chrzest daje nam ową nową nadzieję, nadzieję podążania drogą zbawienia przez całe życie, a tej nadziei nic i nikt nie może zgasić, bo nadzieja nie zawodzi. 


Bóg postanowił, by wejść w naszą historię, taką jaką ona jest, z całym ciężarem jej ograniczeń i dramatów. Czyniąc tak ukazał w sposób niedościgniony swoje miłosierne i pełne miłości upodobanie do istot ludzkich. Jest On Bogiem– z-nami. Jezus jest Bogiem-z nami- czy w to wierzycie?. Wyznajmy wszyscy wspólnie tę prawdę: Jezus jest Bogiem-z nami! Dziękuję! Od zawsze i na zawsze z nami w cierpieniach i smutkach historii. Narodziny Jezusa ukazują, że Bóg „postawił się” raz na zawsze po stronie człowieka, aby nas zbawić, aby nas podnieść z prochu naszych nieszczęść, naszych trudności, naszych grzechów.


Jeśli zamykamy się w sobie na miłość Jezusa, to potępiamy samych siebie. Zbawienie to otwarcie się na Jezusa, a On nas zbawia. A ponieważ wszyscy jesteśmy grzesznikami, to prośmy o przebaczenie, pragnąc być dobrymi, a Pan nam przebaczy. Wymaga to jednak z naszej strony woli otwarcia się na miłość Jezusa, która jest silniejsza od czegokolwiek innego. Miłość Jezusa jest wielka, jest miłosierna, miłość Jezusa przebacza, ale musisz się otworzyć, a to oznacza przejawić skruchę, ubolewać z powodu dokonanego zła. Pan Jezus dał i nadal daje nam siebie, by nas napełnić całym swoim miłosierdziem i łaską Ojca. Tak więc to my możemy w pewnym sensie stać się sędziami samych siebie, skazując się na wykluczenie z komunii z Bogiem i z braćmi. Czuwajmy więc nieustannie nad naszymi myślami i postawami, aby już teraz zasmakować ciepła i blasku oblicza Boga, które w życiu wiecznym będziemy kontemplować w całej swej pełni. 


My, którzy w tym życiu karmiliśmy się Jego Ciałem i Krwią, zmartwychwstaniemy tak jak On, z Nim i przez Niego. Tak jak Jezus powstał z martwych ze swoim ciałem, ale nie powrócił do życia ziemskiego, tak i my zmartwychwstaniemy z naszymi ciałami, które zostaną przekształcone w ciała chwalebne. Ale to nie jest jakieś kłamstwo. To prawda. Wierzymy, że Jezus zmartwychwstał, że jest On obecnie żywy. Ale czy wierzycie, że Jezus jest tutaj obecny, żywy? Chyba nie? Wierzycie czy też nie? A skoro Jezus żyje, to myślicie, że da nam umrzeć, byśmy nigdy nie mieli powstać z martwych? Nie. On na nas czeka, a ponieważ On zmartwychwstał, to na mocy jego zmartwychwstania wskrzesi nas wszystkich. 


Jeśli żyjemy zjednoczeni z Jezusem, wierni Jemu i woli Bożej, to będziemy zdolni, by z nadzieją i spokojem stanąć w obliczu przejścia przez śmierć. Kościół faktycznie się modli: „Choć nas zasmuca nieunikniona konieczność śmierci, znajdujemy pociechę w obietnicy przyszłej nieśmiertelności”. To piękna modlitwa Kościoła. Człowiek umiera bowiem tak, jak żył. Jeśli moje życie było drogą z Panem, ufności w Jego wielkie miłosierdzie, to będę przygotowany, by przyjąć ostatnią chwilę mojego istnienia na ziemi, jako ostateczne ufne powierzenie się w Jego miłujące ręce, oczekując na kontemplację twarzą w twarz Jego oblicza.  


Idę do brata kapłana i mówię: "Ojcze, popełniłem to czy tamto". "A ja tobie odpuszczam". To Bóg przebacza, a ja w tym momencie jestem pewien, że Bóg mi przebaczył. To właśnie jest piękne! To właśnie pewność tego, co zawsze mówimy: "Bóg nam zawsze przebacza! Niestrudzenie nam przebacza". "Winniśmy niestrudzenie iść, by prosić o przebaczenie. Ależ ojcze, wstydzę się, by wyznać moje grzechy...". "Ale spójrz, nasze matki, nasze kobiety mawiały, że lepiej jest raz się zaczerwienić ze wstydu, niż na zawsze zostać bezwstydnikiem".  


W sakramencie chrztu odpuszczane są wszystkie grzechy, grzech pierworodny i wszystkie grzechy osobiste, jak również wszystkie kary za grzech. Wraz z chrztem otwiera się brama do prawdziwej nowości życia, która nie jest gnębiona ciężarem negatywnej przeszłości, ale która już odczuwa piękno i dobro Królestwa Niebieskiego. Chodzi o potężną interwencję Bożego Miłosierdzia w naszym życiu, aby nas zbawić. Ale ta zbawcza interwencja nie odbiera naszej ludzkiej naturze jej słabości. Wszyscy jesteśmy słabi i wszyscy jesteśmy grzesznikami. Nie odbiera nam też odpowiedzialności, by prosić o przebaczenie za każdym razem, gdy błądzimy! To bardzo piękne. Nie mogę się ochrzcić dwa, trzy, czy też cztery razy, ale mogę wiele razy iść do spowiedzi, odnawiając łaskę chrzcielną. To tak jakbym dokonywał ponownego chrztu. Pan Jezus jest tak dobry, że nigdy nie przestaje nam przebaczać i udziela nam swego przebaczenia. 


A my często jesteśmy zbyt nieczuli, obojętni, oderwani i zamiast przekazywać braterstwo, przekazujemy niezadowolenie, oziębłość, egoizm. A czy z niezadowoleniem, oziębłością, egoizmem można przyczyniać się do rozwoju Kościoła? Nie! Z niezadowoleniem, oziębłością, egoizmem Kościół się nie rozwija. Wzrasta jedynie przez miłość, miłość, która pochodzi od Ducha Świętego! Pan zaprasza nas, byśmy otworzyli się na komunię z Nim w sakramentach, charyzmatach i w miłości, aby żyć w sposób godny naszym chrześcijańskim powołaniem! 


Nasza wiara potrzebuje wsparcia innych, zwłaszcza w chwilach trudnych. Jeżeli jesteśmy zjednoczeni, to nasza wiara się umacnia. Jak piękne jest wspieranie się nawzajem w cudownej przygodzie wiary! (...) Któż z nas nie doświadczył niepewności, zagubienia, a nawet wątpliwości na drodze wiary? Wszyscy tego doświadczyliśmy, także ja. Wszyscy, jest to część naszej drogi wiary i naszego życia. Wszystko to nie powinno nas dziwić, bo jesteśmy ludźmi naznaczonymi kruchością i ograniczeniami. Wszyscy jesteśmy ludźmi kruchymi, wszyscy mamy ograniczenia, nie przerażajmy się. 


A my, będący Kościołem? Cóż to za miłość niesiemy innym? Czy jest to miłość Jezusa, która dzieli się z innymi, przebacza, która niesie pomoc, czy też jest to miłość rozwodniona, która podąża za sympatiami, która stara się o wzajemność, miłość interesowna? Chciałbym was zapytać: czy Jezusowi podoba się miłość interesowna, czy też nie? Nie podoba się! Miłość musi być bezinteresowna, tak jak Jego miłość. Jak wyglądają relacje w naszych parafiach, w naszych wspólnotach? Czy traktujemy siebie jak bracia i siostry? Czy też osądzamy siebie nawzajem, mówimy źle jedni o drugich.