„Wtedy Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: «Pójdźcie wy sami osobno na pustkowie i wypocznijcie nieco». Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Odpłynęli więc łodzią na pustkowie, osobno. Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich wyprzedzili. Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać o wielu [sprawach]”. (Mk 6,30-34)

 …związek między dniem Pańskim a dniem odpoczynku całego społeczeństwa jest istotny i znaczący nie tylko z punktu widzenia ściśle chrześcijańskiego. Cykl pracy i odpoczynku, wpisany w ludzką naturę, jest bowiem zgodny z wolą samego Boga, co poświadcza opis stworzenia z Księgi Rodzaju: odpoczynek jest rzeczą «świętą», pozwala bowiem człowiekowi wyrwać się z rytmu ziemskich zajęć, czasem nazbyt go pochłaniających, i na nowo sobie uświadomić, że wszystko jest dziełem Bożym. Człowiek, obdarzony przez Boga ogromną władzą nad stworzeniem, mógłby zapomnieć, że to Bóg jest Stwórcą, od którego wszystko zależy.
 …wypoczynek, jeśli nie ma się stać jałową bezczynnością, która wywołuje uczucie nudy, musi być źródłem duchowego wzbogacenia, zapewniać większą wolność, umożliwiać kontemplację, sprzyjać braterskiej wspólnocie. Dlatego spośród różnych form ludzkiej kultury oraz rozrywek, jakie proponuje społeczeństwo, wierni winni wybierać te, które najbardziej odpowiadają życiu zgodnemu z nakazami Ewangelii.

(Jan Paweł II, List apostolski Dies Domini, 65.68)

Jeżeli chcesz zobaczyć swoje konkretne życie w świetle wiary, ocenić i ułożyć je w pokoju i w nadprzyrodzonym realizmie nadziei, przeżywać je w miłości, w zjednoczeniu z Chrystusem i braćmi, musisz się przyzwyczaić do codziennej re-wizji w zupełnie innym świetle niż pod kątem ludzkiej skuteczności.

Re-wizja życia nie jest
rachunkiem sumienia,
kontrolą wykonania postanowień,
ćwiczeniem uwagi,
sposobem nadania twemu działaniu indywidualnego, osobistego charakteru,
ale jest nowym sposobem (re-wizją) na twoje życie, oglądane innym wzrokiem niż wzrok zmysłów lub rozumu, bo wzrokiem wiary.
Re-wizja życia wspólnoty nie jest
zebraniem gospodyń, które omawiają wypadki ostatniego tygodnia,
trybunałem osądzającym innych,
sprawozdaniem z przeprowadzonej akcji,
wzajemnym kontrolowaniem postanowień,
ale jest wspólnym objęciem spojrzeniem wiary wydarzenia, które dotyczyło środowiska i w którym członek zespołu brał udział.
Jeżeli mówisz: „To mi nic nie daje”, to znaczy, że i ty nic nie dajesz.Nie przychodź, żeby otrzymywać, ale po to, żeby dawać.Nie bądź ani milczący, ani gadatliwy, ale mów, żeby pozwolić sobie pomóc, a słuchaj, żeby przyjmować i jednoczyć się.Re-wizja życia we wspólnocie jest optarznościowym miejscem spotkania życia twego środowiska z Kościołem.Re-wizja życia świeckich potrzebna jest kapłanom do spełniania ich posługi.

(M. Quoist, Modlitwa i czyn, Warszawa 2000, s.351n.355n)

Wersja dla Worda

„«Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem tryskającym ku życiu wiecznemu». (…) «Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, nawet już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli szuka Ojciec. Bóg jest duchem; trzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie»”. (J 4,13-14.21-24)

[Bóg Trójjedyny] sam w sobie jest całkowicie transcendentny wobec świata, zwłaszcza wobec świata widzialnego, jest bowiem absolutnym Duchem: „Bóg jest duchem” (J 4,24); równocześnie zaś, w sposób tak przedziwny, nie tylko przybliża się do tego świata, ale jest w nim obecny, staje się poniekąd względem niego „immanentny”, przenika go i ożywia od wewnątrz. Odnosi się to w szczególności do człowieka: Bóg jest w jego wnętrzu jako myśl, sumienie, serce; jest to rzeczywistość psychologiczna i ontologiczna, którą rozważając św. Augustyn powiedział o Nim: „Ty byłeś bardziej wewnątrz mnie niż to, co we mnie było najbardziej osobiste”. Słowa te ułatwiają nam lepsze zrozumienie słów Jezusowych, wypowiedzianych do Samarytanki: „Bóg jest duchem”. Tylko Duch może być „bardziej wewnątrz mnie niż to, co we mnie najbardziej osobiste”, czy to w istnieniu czy w doświadczeniu duchowym; tylko Duch może być tak bardzo immanentny w stosunku do człowieka i do świata, pozostając nienaruszonym i niezmiennym w swej absolutnej transcendencji.

(Jan Paweł II, enc. Dominum et Vivificantem, 54)

Deus sitit sitiri, mówił św. Augustyn (Bóg pragnie, byśmy my Go pragnęli). Z różnych powodów możemy zwracać się do Boga. Możemy Go szukać dlatego, że to my jesteśmy Go spragnieni i to jest wspaniałe. Czyż jednak często nie tęsknimy za głupstawami zamiast za Bogiem? Ale możemy też zwracać się do Boga dlatego, ponieważ to On jest spragniony nas, tęskni za tym, byśmy i my byli tam, gdzie On jest. (…)

„Panie, daj mi tej wody żywej, abym już nigdy nie pragnęła”. „Jakże często – pisze św. Teresa z Avila w swojej autobiografii – pociągały mnie te słowa, jakie o wodzie żywej wypowiedział Pan do Samarytanki! Ten fragment Ewangelii jest mi szczególnie bliski. Ukochałam go, jeszcze kiedy byłam małym dzieckiem, choć nie rozumiałam go wówczas tak dobrze jak teraz, i po wielokroć prosiłam Pana, by dał mi tej wody. Miałam obrazek, na który zawsze mogłam spoglądać, przedstawiający Pana przy studni, z podpisem: Panie, daj mi tej wody”.

Lecz Jezus daje nam nie tylko wodę. On daje nam samą studnię, źródło. „Woda, którą Ja dam, stanie się źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu”. Nie daje nam określonej porcji wody, tyle, ile potrzebujemy każdego dnia. Woda żywa, kiedy ją przyjmiemy, stanie się w nas „źródłem”, które jest niewyczerpane. Wody nigdy nie zabraknie, ponieważ źródło tryska nieustannie. (…)

Mamy w sobie źródło, którym jest Duch Święty. Jesteśmy tak bogaci, a żyjemy często tak ubogo. Jak wspaniałe byłoby życie, gdybyśmy sobie uświadamiali, że jest w nas wieczne źródło – Duch Boga samego, Duch, który tak radykalnie został nam dany, że stał się naszym własnym duchem!

Wciąż szukamy rzeczy, których nie potrzebujemy i które czynią nas pustymi, podczas gdy wystarczyłoby zamknąć oczy i uszami wiary wsłuchać się w tryskające źródło wody żywej. Czy nie to właśnie jest sensem milczącej modlitwy, że nareszcie zaczynamy pić z wewnętrznego źródła i gasimy pragnienie nieskończoności, a tym samym też gasimy pragnienie Boga, który pragnie nas? Nie jesteśmy puści, staliśmy się uczestnikami pełni samego Boga, z łaską po łasce.

(W. Stinissen OCD, Jak skarb. Medytacje nad Ewangelią, Poznań 2002, s.64n)

Wersja dla Worda

„Wtedy wrócili do Jeruzalem z góry zwanej Oliwną, która jest blisko Jeruzalem, w odległości drogi szabatowej. Przybywszy tam, weszli do sali na górze i przebywali w niej: Piotr i Jan, i Jakub, i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Szymon Gorliwy, i Juda, [brat] Jakuba. Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, z Maryją, Matką Jezusa, i z braćmi Jego. (…) Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wichru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też jakby języki ognia, które się rozdzielały, i na każdym z nich spoczął [jeden]. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić”. (Dz 1,12-14; 2,1-4)

W klimacie oczekiwania, panującym w wieczerniku po wniebowstąpieniu, jaka była postawa Maryi wobec zstąpienia Ducha Świętego? Sobór bardzo wyraźnie podkreśla Jej modlitewną obecność w dniach poprzedzających zstąpienie Pocieszyciela: Maryja „błagała w modlitwach o dar Ducha”. Ten fakt jest szczególnie znamienny, jako że Duch Święty zstąpił na Nią już w chwili zwiastowania i osłonił Ją swoim „cieniem”, dając początek wcieleniu Słowa.
Doświadczywszy już w szczególny sposób działania tego daru, Maryja bardziej niż ktokolwiek inny potrafiła docenić jego wartość; tajemniczemu działaniu Ducha Świętego zawdzięczała bowiem swoje macierzyństwo, poprzez które Zbawiciel przyszedł na świat. (…)
Trzeba było, aby pierwsze wylanie Ducha Świętego, które przygotowało Ją do Bożego macierzyństwa, zostało odnowione i wzmocnione. U stóp krzyża Maryja została bowiem obdarzona nowym macierzyństwem — macierzyństwem wobec uczniów Jezusa. Ta właśnie misja wymagała nowego daru Ducha. Maryja pragnęła go zatem, aby Jej duchowe macierzyństwo było płodne.
W chwili wcielenia Duch Święty zstąpił na Nią jako na osobę powołaną do godnego udziału w wielkiej tajemnicy; teraz natomiast wszystko dokonuje się ze względu na Kościół, którego Maryja ma być typem, wzorem i Matką.
(Jan Paweł II, Audiencja generalna, 28 V 1997 r.)

Niezwykle dynamiczna jest relacja Maryi do Ducha Świętego. Z chwili na chwilę Ona wzrasta w Nim, a On w Niej. Początek stanowi Jej poczęcie w łonie matki - Anny. Już wówczas jest całkowicie w mocy Ducha. Nie ma w Niej nic, co nie pozostawałoby pod wpływem Ducha… Każdy moment w życiu Maryi jest przekraczaniem progu. Żadna chwila nie jest podobna do drugiej. Oczywiście są wśród nich progi ważniejsze, decydujące. Takim momentem jest zwiastowanie. Kiedy Duch Ją osłania, Ona staje się w nowy sposób „pełna łaski”… Zesłanie Ducha Świętego jest kolejnym decydującym progiem. Również dla Apostołów Zesłanie Ducha Świętego jest decydujące, ale sytuacja Maryi jest wyjątkowa. Dopóki Jezus żył, Apostołowie nie mogli przyjąć Ducha Świętego. Duch jeszcze nie został dany, pisze św. Jan (J 7,39). On mówi o tym właściwie o wiele dobitniej: nie było jeszcze żadnego Ducha. A jednak w Maryi był. Cała Jego moc w Niej była skupiona. W przeciwieństwie do Apostołów, Ona już trwała już w zażyłości z Duchem… Przy zwiastowaniu Duch sprawił, że stała się Matką Syna Bożego, a Pięćdziesiątnica czyni Ją Matką Kościoła i – co więcej – archetypem Kościoła. Św. Łukasz uwypukla znaczenie obecności Maryi pośród Apostołów, podkreślając Jej obecność „razem z niewiastami” (Dz 1,14). Pośród licznych zebranych w górnej części domu, gdzie znajdowali się Apostołowie, Maryja jest z pewnością tą osobą, która modli się i tęskni najbardziej. Pomimo, że jest już napełniona Duchem Świętym, to jednak czuje się tą, która ma największą potrzebę otrzymania od Niego jeszcze więcej. Dla siebie samej czy ze względu na Kościół? Pytanie jest niedorzeczne. Ona jest przecież centrum Kościoła i wszystko, cokolwiek przyjmuje, przyjmuje ze względu na Kościół.

(W. Stinissen OCD, Powiedz im o Maryi, Poznań 2001, s.82-84)

Wersja dla Worda

„…Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, [wie], że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą”. (Rz 8,26n)

…gdziekolwiek ktoś modli się na świecie, tam jest Duch Święty, ożywcze tchnienie modlitwy. (...) Jak szeroko rozprzestrzenia się modlitwa na całym okręgu ziemi, w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, tak rozległa jest obecność i działanie Ducha Świętego, który „tchnie” modlitwę w serce człowieka w całej niezmierzonej gamie różnych sytuacji i warunków, raz sprzyjających, raz przeciwnych życiu duchowemu i religijnemu. Wiele razy pod działaniem Ducha Świętego modlitwa płynie z serca człowieka pomimo zakazów i prześladowań, a nawet wbrew oficjalnym oświadczeniom o areligijnym czy wręcz ateistycznym charakterze życia publicznego. Modlitwa pozostaje zawsze głosem wszystkich, którzy pozornie nie mają głosu…

Duch Święty jest darem, który przychodzi do serca ludzkiego wraz z modlitwą. W modlitwie objawia się On przede wszystkim jako Dar, „przychodzi bowiem z pomocą naszej słabości”. Św. Paweł rozwija wspaniale tę myśl w Liście do Rzymian, kiedy pisze: „Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8,26). Tak więc Duch Święty nie tylko sprawia, że się modlimy, ale prowadzi nas wewnętrznie na modlitwie, uzupełniając naszą nieumiejętność modlenia się. Jest On obecny w naszej modlitwie i nadaje ludzkiej czynności modlenia się Boski wymiar. (Jan Paweł II, Dominum et Vivificantem, 65)

Duch Święty jest wielkim Pocieszycielem szczególnie w twojej modlitwie. Chciałbyś modlić się głębiej i dłużej, chciałbyś, aby twoja modlitwa była wolna od rozproszeń, chciałbyś być skupiony i skoncentrowany przez cały czas, który przeznaczasz na modlitwę, i chciałbyś być gorący w miłości.

Jednak nie; twoja modlitwa jest często długim rozproszeniem. Zamiast płonąć, czujesz się oschły i niezainteresowany. Takie doświadczenie boli.

Zapomniałeś, że masz Pocieszyciela, który sam chce się w tobie modlić? Pociecha Ducha Świętego nie polega tylko na kilku słowach pocieszenia albo na jakimś przyjaznym poklepaniu cię po ramieniu. On sam cię pociesza, będąc twoją modlitwą.

Może marzysz o tym, aby żyć, nieustannie się modląc. Jednak masz już w sobie   Modlącego się,  który bezustannie przedkłada twoją modlitwę Bogu. Kiedy zauważasz, jak ułomna jest modlitwa, nie powinieneś wytężać swych sił, aby lepiej się modlić. Do Boga nigdy nie dojdziesz o własnych siłach. Zamiast tego powinieneś wreszcie zacząć liczyć na swego Pocieszyciela i pozwolić Mu modlić się bez przeszkód.

Im większego doświadczenia nabędziesz w modlitwie, tym bardziej będziesz przeświadczony o swej niemożności modlitwy. Twoja modlitwa będzie stawała się coraz bardziej zaufaniem modlitwie Ducha w tobie.  (W. Stinissen OCD, Dziś jest dzień Pański, Poznań 2002, s.162)

Wersja dla Worda

„Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili między sobą: «Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?»”. (Łk 24,30-32)

Przez cały rok liturgiczny, a zwłaszcza w Wielkim Tygodniu i w Tygodniu Paschalnym, Pan jest z nami w drodze i wyjaśnia nam Pisma, pozwala nam zrozumieć tę tajemnicę: wszystko mówi o Nim. Powinny od tego zapałać także nasze serca, aby mogły się otworzyć również nasze oczy. Pan jest z nami, pokazuje nam prawdziwą drogę. Podobnie jak dwaj uczniowie poznali Jezusa po łamaniu chleba, tak dziś po łamaniu chleba także my poznajemy Jego obecność. Uczniowie z Emaus poznali Go i przypomnieli sobie chwile, w których Jezus łamał chleb. To łamanie chleba każe nam myśleć właśnie o pierwszej Eucharystii, sprawowanej w kontekście Ostatniej Wieczerzy, gdzie Jezus podzielił chleb i w ten sposób zapowiedział swoją śmierć i swoje zmartwychwstanie, dając uczniom samego siebie. Jezus łamie chleb także z nami i dla nas, uobecnia się z nami w Świętej Eucharystii, daje nam samego siebie i otwiera nasze serca. W Świętej Eucharystii, w spotkaniu z Jego Słowem także my możemy spotkać i poznać Jezusa, przy tym podwójnym Stole Słowa oraz konsekrowanego Chleba i Wina.

(Benedykt XVI, Audiencja generalna, 26 marca 2008)

Łukasz pisze, że uczniowie rozpoznali Jezusa dopiero wówczas, kiedy łamał dla nich chleb i im go podawał. To uderzające w Ewangelii, że posiłek jest uprzywilejowaną okazją do rozpoznania Jezusa. Tutaj, w Emaus, podczas łamania chleba otwierają się uczniom oczy. Również objawienie nad Morzem Tyberiadzkim dokonuje się w powiązaniu z posiłkiem. Św. Jan opowiada, że znajdowały się tam rozżarzone węgle, na których leżały ryby i chleb. I rzekł do nich Jezus: „Chodźcie i posilcie się”, i wziął chleb, i podał im — podobnie i rybę (J 21,9–13). Łukasz mówi, że Jezus zapytał uczniów, którzy jeszcze nie wierzyli, że to On: „Macie tu coś do jedzenia?”. „Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich” (Łk 24,42–43).

Jezus daje się poznać przy posiłku. Jeżeli Łukasz i Jan skupiają naszą uwagę na tym szczególe, to czynią tak dlatego, abyśmy zrozumieli, że w pierwszym rzędzie to w czasie eucharystycznej wieczerzy poznajemy Jezusa. Tam spotykamy Go w całej Jego Boskiej i ludzkiej rzeczywistości. Tam też widzimy, kim On jest. Jest tym, który się ofiaruje i samego siebie daje jako chleb. On jest miłością.

W każdej Mszy świętej możemy rozpoznać Jezusa. Dla nas, wierzących, to nie powinno być trudne. Jest o wiele łatwiejsze, niż było dla uczniów w Emaus. Jednak dla Jezusa trudne i bolesne musi być to, że nie jest przez nas rozpoznawany jako Bóg i jako Miłość.

To niepojęte, że Bóg mógł się od nas uzależnić. Jest obecny w Eucharystii, czeka na nas, jest do naszej dyspozycji. Puka do drzwi, cały czas przychodzi, ale wszystko zależy od tego, czy zechcemy stawić się i spotkać Go. W ostateczności to my decydujemy o tym, czy nie przychodzi na darmo.

(W. Stinissen OCD, W drodze do Emaus, „W drodze” nr 4/2001)

Wersja dla Worda

„Czuwajcie, trwajcie mocno w wierze, bądźcie mężni i umacniajcie się! Wszystkie wasze sprawy niech się dokonują w miłości!” (1 Kor 16,13-14)


Wiara [Apostołów] w Zmartwychwstanie zrodziła się - pod działaniem łaski Bożej - z bezpośredniego doświadczenia rzeczywistości Jezusa Zmartwychwstałego. ( KKK 644)

Misterium Paschalne ma dwa aspekty: przez swoją śmierć Chrystus wyzwala nas od grzechu; przez swoje Zmartwychwstanie otwiera nam dostęp do nowego życia. Jest ono przede wszystkim usprawiedliwieniem, które przywraca nam łaskę Bożą, „abyśmy i my wkroczyli w nowe życie - jak Chrystus powstał z martwych” (Rz 6,4). Polega ono na zwycięstwie nad śmiercią grzechu i na nowym uczestnictwie w łasce. Dokonuje ono przybrania za synów. (KKK 654)


Nasza wiara w Chrystusa zmartwychwstałego każe nam iść do tych osób i mówić im w różny sposób, że Chrystus żyje, że jednoczymy się z Nim poprzez wiarę i codzienne z Nim obcowanie, że nadaje sens naszemu życiu.

Jeżeli nasza wiara będzie mocna, stanie się wówczas podporą dla wiary wielu innych ludzi. Potrzebne jest, aby nasza wiara w Jezusa Chrystusa wzrastała z dnia na dzień i byśmy się nauczyli działać pośród tego świata ożywiani Jego nauką.

Zmartwychwstanie Pana stanowi dla nas wezwanie, byśmy swoim życiem okazywali, że On żyje. Uczynki chrześcijanina winny być owocem i wyrazem miłości do Chrystusa.

Aby wyznawać wiarę słowem, należy dokładnie poznać jej treść. Dlatego nasza Matka Kościół poprzez wieki przywiązuje tak wielką wagę do nauczania katechizmu, gdzie w sposób krótki i prosty podana jest istota tego, co powinniśmy znać, według czego powinniśmy żyć. Już św. Augustyn katechumenom, którzy mieli przyjąć Chrzest mówił: „Przeto w najbliższą sobotę, kiedy będziemy obchodzić wigilię, jeśli Bóg pozwoli, będziecie odmawiać nie modlitwę (Ojcze nasz), lecz symbol (Wierzę); jeżeli bowiem nie nauczycie się tego teraz, potem nie usłyszycie tego od ludzi w kościele. A kiedy się go nauczycie, odmawiajcie go codziennie, żeby nie zapomnieć: wstając z łóżka, kładąc się na spoczynek. Odmawiajcie ten symbol, wyznawajcie go przed Bogiem, starajcie się o nim pamiętać i odmawiać go bez opieszałości. Nie powiadajcie: „Odmówiłem go wczoraj i odmawiam go dzisiaj, i odmawiam go codziennie; jest doskonale wyryty w mej pamięci”. Niech on ci stale przypomina twoją wiarę  i niech stanowi zwierciadło, w którym się przeglądasz. Przeglądaj się zatem w nim; zastanawiaj się, czy ciągle wierzysz we wszystkie prawdy, o których mówisz słowami, iż w nie wierzysz, i ciesz się codziennie ze swej wiary. Niechaj te prawdy będą dla ciebie skarbem; niechaj stanowią zdobne szaty dla twojej duszy”.

(F.F. Carvajal, Rozmowy z Bogiem. Medytacje na każdy dzień, t.II, Ząbki 1998, s.390-394)

Wersja dla Worda

„Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia - łaską [bowiem] jesteście zbawieni - razem też wskrzesił i razem posadził na wyżynach niebieskich - w Chrystusie Jezusie, aby w nadchodzących wiekach przeogromne bogactwo swej łaski okazać przez dobroć względem nas, w Chrystusie Jezusie. Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili”. (Ef 2,4-10)

„Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce. Ani nie dawajcie miejsca diabłu! (…) Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważanie - wraz z wszelką złością. Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni. Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg wam przebaczył w Chrystusie”. (Ef 4,26-27.31-32)

Poprzez Serce Chrystusa ukrzyżowanego Boże Miłosierdzie dociera do ludzi: „Powiedz, córko moja, że jestem miłością i miłosierdziem samym” zażąda Jezus od Siostry Faustyny. To miłosierdzie Chrystus rozlewa na całą ludzkość poprzez zesłanie Ducha, który w Trójcy Świętej jest Osobą - Miłością. A czyż miłosierdzie nie jest „drugim imieniem” miłości, ujmującym jej aspekt najgłębszy i najbardziej wzruszający: jej gotowość do zaspokojenia wszelkich potrzeb, a zwłaszcza jej bezgraniczną zdolność przebaczania?

Chrystus nauczył nas, że człowiek nie tylko doświadcza i dostępuje miłosierdzia Boga samego, ale także jest powołany do tego, ażeby sam czynił miłosierdzie drugim: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5, 7).

Nie jest łatwo miłować miłością głęboką, która polega na autentycznym składaniu daru z siebie. Tej miłości można nauczyć się jedynie wnikając w tajemnicę miłości Boga. Wpatrując się w Niego, jednocząc się z Jego ojcowskim Sercem, stajemy się zdolni patrzeć na braci nowymi oczyma, w postawie bezinteresowności i solidarności, hojności i przebaczenia. Tym wszystkim jest właśnie miłosierdzie!

Jakże wielu sercom przyniosło otuchę wezwanie „Jezu, ufam Tobie”, które podpowiedziała nam Opatrzność za pośrednictwem Siostry Faustyny! Ten prosty akt zawierzenia Jezusowi przebija najgęstsze chmury i sprawia, że promień światła przenika do życia każdego człowieka. „Jezu, ufam Tobie”.
(Jan Paweł II, Homilia wygłoszona podczas kanonizacji Siostry Faustyny, 30 IV 2000 r.)

Bóg nie tylko znosi nas grzesznych, ale nadto obsypuje darami… Bóg, którego obrażamy; Ojciec niebieski, któremu ranimy serce; Pan, którego prawa łamiemy. Ten Ojciec niebieski nie poprzestaje na tym, że nas oszczędza i obsypuje darami, ale nadto śpieszy nam z pomocą i wszystkich używa środków, aby nas opamiętać i od zguby wiecznej ratować. Wszystkimi drogami usiłuje do naszych serc trafić; to droga nowych dobrodziejstw, to droga natchnień i łask, to droga niepokojów i wyrzutów sumienia. Często te zachody są próżne, lecz Ojciec miłosierdzia nie zraża się naszym uporem i póty nie odejdzie, nie rzuci, nie spocznie, aż wszystkie skarby miłosierdzia swego wyczerpie… Tak Bóg postępuje z każdym z nas i nie szczędzi swej litości nawet tym, których upór i zatwardziałość przełamać się nie dają… Jak Bóg miłosierny z nami, tak my winniśmy postępować z bliźnimi.
(bł. ks. Michał Sopoćko, Miłosierdzie Jego na wieki, Częstochowa 2006, s.18n)

Wersja dla Worda

„Przekazałem wam na początku to, co przejąłem: że Chrystus umarł - zgodnie z Pismem - za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem; i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi”. (1 Kor 15,3-8)

Od kiedy Chrystus zmartwychwstał, przyciąganie miłości jest silniejsze od przyciągania nienawiści; siła przyciągania życia jest silniejsza od siły przyciągania śmierci. Czyż nie taka jest rzeczywista sytuacja Kościoła wszystkich czasów? Stale ma się wrażenie, że powinien on zatonąć i stale jest on ratowany. Św. Paweł opisał tę sytuację w tych słowach: „Jesteśmy... niby umierający, a oto żyjemy” (2 Kor 6,9). Zbawcza dłoń Pana podtrzymuje nas i dlatego możemy śpiewać już teraz pieśń ocalonych, pieśń nową zmartwychwstałych: Alleluja!
(Benedykt XVI, Wigilia Paschalna, 11 IV 2009 r.)

„Zmartwychwstałem i jestem zawsze z tobą”. To zapewnienie Jezusa realizuje się przede wszystkim w Eucharystii; to w każdej celebracji eucharystycznej Kościół i każdy jego członek doświadczają Jego żywej obecności i cieszą się całym bogactwem Jego miłości. W sakramencie Eucharystii zmartwychwstały Pan oczyszcza nas z naszych win; karmi nas duchowo i napełnia nas mocą, byśmy sprostali ciężkim próbom egzystencji i walczyli z grzechem i złem. On jest pewnym wsparciem naszego pielgrzymowania ku wiecznemu mieszkaniu w niebie. Maryja Panna, która przeżywała u boku swego boskiego Syna wszystkie fazy Jego misji na ziemi, niechaj pomoże nam z wiarą przyjąć dar Wielkanocy i sprawi, byśmy byli wiernymi i radosnymi świadkami zmartwychwstałego Pana.
(Benedykt XVI, Regina caeli, 13 IV 2009 r.)

Kiedy Jezus staje pośród uczniów, przychodząc przez zamknięte drzwi, oni myślą, że przybył do nich z zewnątrz, a potem znowu ich opuści. Lecz Jezus jest z nimi przez cały czas. On tylko czasami zapala światło, aby zobaczyli Go mniej więcej tak samo, jak wówczas, kiedy żył pośród nich. Po chwili nieopisanego, uszczęśliwiającego bycia razem, światło znów gaśnie. Bycie razem trwa nadal, ale już w ciemności albo – mówiąc własciwiej – w świetle wiary.

Jezus po swoim zmartwychwstaniu wielokrotnie ukazuje się uczniom właśnie dlatego, aby przyzwyczaić ich do tej nowej formy obecności. Ukazując się im w widzialnej postaci, to znów w niewidzialnej, ćwiczy niejako ich spojrzenie wiary. Kiedy potem po czterdziestu dniach znika sprzed ich oczu, uczniowie są na tyle silni w wierze, że nie potrzebują już zewnętrznych zmysłów, by rozpoznać Pana.

Chrześcijanin posiada nie tylko zmysł zewnętrzny, ale i wewnętrzny – zmysł wiary. Za jego pośrednictwem może postrzegać obecność Chrystusa zawsze i wszędzie. Dzięki zmysłowi wiary wiesz, że miłość Chrystusa ogarnia cię ze wszystkich stron, wiesz, że toniesz w morzu światła i miłości.

Największe ludzkie ciepienie – samotność – zostało definitywnie zwyciężone przez zmartwychwstanie Chrystusa. „Zmartwychwstałem i zawsze jestem z tobą” – mówi stara antyfona na wejście w liturgii mszy św. wielkanocnej.

(W. Stinissen OCD, Dziś jest dzień Pański, Poznań 2002, s.113)

Wersja dla Worda

„Co do mnie, to nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego, Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata”. (Ga 6,14)

„Razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrysus. Choć nadal prowadzę zycie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie”. (Ga 2,19-20)

Kim jest Jezus Chrystus? Jest Synem Bożym, który przyjął życie ludzkie w jego doczesnym skierowaniu w stronę śmierci. Przyjął konieczność śmierci. Groziła Mu ona kilkakrotnie zanim ostatecznie Go dosięgła… Chrystus jest Tym, który przyjął całą rzeczywistość ludzkiego umierania. I właśnie dlatego jest Tym, który dokonał zasadniczego przewrotu w rozumieniu życia. Ukazał, że życie jest przejściem nie tylko do granicy śmierci, ale także do nowego życia. W ten sposób krzyż stał się dla nas najważniejszą katedrą prawdy Bożej i ludzkiej. Wszyscy powinniśmy być - naocznie i zaocznie - wychowankami tejże katedry. Zrozumiemy wówczas, że krzyż jest także kołyską nowego człowieka.

Ci, którzy są Jego uczniami, w ten sposób patrzą na życie, w ten sposób je pojmują. W ten sposób uczą pojmować innych. Takie znaczenie życia wyciskają na całej doczesności: na moralności, na twórczości, na kulturze, polityce i ekonomii… Takie rozumienie życia nadaje dopiero pełną wagę wszystkim sprawom doczesności, otwiera ich pełny wymiar w człowieku. Natomiast jedno jest pewne. Takie rozumienie życia nie pozwala człowieka zamknąć w sprawach doczesności, nie pozwala go podporządkować bez reszty. Stanowi o jego wolności.

(Jan Paweł II, 5 kwietnia 1979 r.)

„Nadeszła godzina uwielbienia Syna Człowieczego” – mówi Jezus (J 12,23). Jak i kiedy będzie uwielbiony? Czy przez zmartwychwstanie w poranek wielkanocny? Nie przede wszystkim i nie tylko wówczas. W Ewangelii według św. Jana Jezus wyraźnie zostaje uwielbiony już na krzyżu. Kiedy Jezus myśli o tej chwale, jaką Ojciec chce Go otoczyć, myśli o śmierci. Jest ziarnem pszenicznym, które wpadłszy w ziemię obumiera i wydaje plon obfity.

Jezus nie okazał jeszcze całej swej miłości. Z krzyża okazuje miłość „największą” (J 13,1). Tutaj zostaje uwielbiony, tutaj objawia się niepojęta miłość Jego i Ojca.

Cała tradycja chrześcijańska pokazuje nam, że dopiero kiedy spoglądamy na krzyż, możemy dostrzec coś z chwały Bożej. Wszystkich świętych fascynował krzyż. Sam Jezus mówi: „Kiedy zostanę wywyższony nad ziemię – a ma na myśli: wyniesiony na krzyż – wszystkich pociągnę do siebie” (J 12,32). Krzyż otwiera na oścież bramy nieba. Na krzyżu oglądamy coś z chwały miłości.

Kiedy w Wielki Piątek klękamy u stóp krzyża i całujemy stopy Ukrzyżowanego Pana, doprawdy nie jest to pusty gest. Klękamy przed Tym, który dzięki wywyższeniu na krzyżu świeci całym swoim blaskiem.

Gdybyśmy częściej spoglądali na krzyż, to zaniechalibyśmy każdej myśli będącej oskarżaniem Boga o to, że nie troszczy się o nas. Byłoby niemożliwe, byśmy twierdzili, że nas opuścił.

(W. Stinissen OCD, Dziś jest dzień Pański, Poznań 2002, s.97)

Wersja dla Worda

„Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. (…) Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. (Mt 25,35-36.40)

„I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże”. (1 Kor 13,3)

Uczynkami miłosierdzia są dzieła miłości, przez które przychodzimy z pomocą naszemu bliźniemu w potrzebach jego ciała i duszy. Pouczać, radzić, pocieszać, umacniać, jak również przebaczać i krzywdy cierpliwie znosić – to uczynki miłosierdzia co do duszy. Uczynki miłosierdzia co do ciała polegają zwłaszcza na tym, by głodnych nakarmić, bezdomnym dać dach nad głową, nagich przyodziać, chorych i więźniów nawiedzać, umarłych grzebać. Spośród tych czynów jałmużna dana ubogim jest jednym z podstawowych świadectw miłości braterskiej; jest ona także praktykowaniem sprawiedliwości, która podoba się Bogu. (KKK 2447)

W ubogim dotykamy realnie ciała Chrystusa. W ubogim karmimy głodnego Chrystusa; w ubogim przyodziewamy Chrystusa nagiego i przygarniamy pod swój dach bezdomnego Chrystusa.

Głód to nie tylko potrzeba chleba, nagość – brak odzienia, a bezdomność – pragnienie dachu nad głową. Nawet bogaci łakną miłości i czułości, pragną czuć się niezbędni, móc nazwać kogoś „swoim”.
(Matka Teresa z Kalkuty, Radość daru, Warszawa 1981, s.33)

Kiedy Jezus mówi o głodzie, ma na myśli nie tylko głód w sensie fizycznym, ale także głód miłości, ciepła, zrozumienia. Chrystus na pewno doświadczył braku miłości – przyszedł do swoich, a oni Go odrzucili. Wiedział, czym jest samotność, odrzucenie, brak swojego miejsca. Ten rodzaj głodu jest bardzo rozpowszechniony w dzisiejszym świecie, niszczy wiele istnień ludzkich, wiele domów i wiele krajów. Być bezdomnym, znaczy nie tylko nie mieć dachu nad głową, ale także nie mieć nikogo, kto by nas rozumiał i był dla nas dobry. Ten rodzaj ubóstwa woła o kogoś, kto zechciałby otworzyć swoje serce i przyjąć doń ludzi samotnych, tych, którzy nie mają rodziny, którzy są pozbawieni jakiegokolwiek ludzkiego ciepła.

Łatwo jest kochać ludzi, którzy są od nas daleko, trudniej jednak kochać tych, których mamy blisko. Łatwiej jest podać kubek ryżu, by zaspokoić głód, niż złagodzić uczucie samotności oraz ból kogoś nie kochanego w naszym domu. Wnieśmy miłość do naszych domów, bo to właśnie w domu musi narodzić się nasza miłość bliźniego.

(Matka Teresa z Kalkuty, Miłość, owoc, który dojrzewa w każdym czasie.
Rozważania na każdy dzień, Warszawa 1991, s.120.97)

Wersja dla Worda