Pochodzenie Jezusa jest tajemnicą. (...) Oczywiście, Jezus pochodził z Nazaretu. Lecz cóż się wie o tym, skąd jest naprawdę, gdy można podać tylko miejsce geograficzne, z którego pochodził?

Ewangelia św. Jana podkreśla nieustannie, że prawdziwym pochodzeniem Jezusa jest "Ojciec", że pochodzi On od Niego całkowicie i inaczej niż poprzedni wysłańcy Boga. 

To tajemnicze pochodzenie Jezusa od Boga, "którego nikt nie zna", opisują tak zwane historie dzieciństwa Jezusa Ewangelii Mateusza i Łukasza, nie po to, by je wyjaśnić, tylko by potwierdzić jego tajemnicę. Obaj Ewangeliści, zwłaszcza Łukasz, opowiadają początek historii Jezusa prawie całkowicie w słowach Starego Testamentu, aby wykazać, że to, co się tu dzieje, jest spełnieniem nadziei Izraela, i aby to włączyć w całą historię przymierza Boga z ludźmi. Słowa, którymi anioł u Łukasza przemawia do Najświętszej Panny, przypominają pozdrowienie, jakim prorok Sofoniasz pozdrawia ocaloną Jerozolimę czasów ostatecznych (Sof 3, 14). Posługuje się anioł także słowami błogosławieństwa, którymi wychwalano wybitne kobiety w Izraelu (Sdz 5, 24; Jdt 13, 18). Wskazują one zatem na Maryję jako na "świętą resztę Izraela", jako na prawdziwy Syjon, ku któremu, poprzez spustoszenia historii, kierowały się nadzieje. Z Nią rozpoczyna się, według tekstu Łukasza, nowy Izrael - a nawet nie tylko się Nią zaczyna, ale Ona nim jest, święta "córka Syjonu", w której Bóg ustanawia nowy początek.
Równie bogate są główne słowa obietnicy: "Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego osłoni cię; dlatego też to, co się narodzi, Święte, będzie Synem Bożym" (Łk 1, 35). Spojrzenie wybiega tutaj poza historię przymierza z Izraelem, ku dziełu stworzenia: Duch Boga to w Starym Testamencie stwórcza potęga Boga; na początku unosił się On nad wodami i z chaosu ukształtował kosmos (Rdz 1, 2); gdy zostaje posłany, powstają istoty żywe (Ps 104 [103], 30). Tak więc to, co ma się w Maryi dokonać, jest nowym stwarzaniem: Bóg, który z nicości powołuje do bytu, stwarza w ludzkości nowy początek - Jego Słowo staje się Ciałem. Drugi obraz naszego tekstu - "osłonienie mocą Najwyższego" - zwraca uwagę na świątynię Izraela i święty namiot na pustyni, gdzie Bóg ukazał swą obecność w obłoku, który osłania, a zarazem odsłania Jego chwałę (Wj 40, 34; 3 Krl 8, 11). Jak Maryję przedstawiono poprzednio jako nowego Izraela, prawdziwą "córkę Syjonu", tak porównuje się Ją teraz do świątyni, nad którą opuszcza się obłok, a w nim Bóg wkracza w historię. Kto oddał się Bogu do rozporządzenia, znika wraz z Nim w obłoku, zapomniany i niewidoczny i właśnie w ten sposób staje się uczestnikiem Jego chwały.
Narodzenie Jezusa z Dziewicy, o której w ten sposób pisze Ewangelia, stało się nie od dzisiaj cierniem w oku dla wszelkiego rodzaju poszukiwaczy wyjaśnień. Analizy źródeł mają minimalizować świadectwo Nowego Testamentu, niehistoryczny sposób myślenia starożytnych ma to świadectwo przesunąć w dziedzinę symbolu – a odniesienie do historii religii ma wykazywać, że jest to wariant jakiegoś mitu. Mit o cudownym narodzeniu dziecięcia-zbawcy jest rzeczywiście bardzo rozpowszechniony. Wypowiada się w nim tęsknota ludzkości, tęsknota za czymś surowym i czystym, ucieleśnionym w nienaruszonej dziewicy, tęsknota za czymś prawdziwie macierzyńskim, chroniącym, dojrzałym i łaskawym i wreszcie nadzieja, która wciąż na nowo powstaje tam, gdzie człowiek się rodzi - nadzieja i radość, jaką oznacza dziecko. Można przyjąć jako prawdopodobne, że także Izrael znał tego rodzaju mity. Tekst Izajasza 7,14 ("Oto panna pocznie"...) można by tłumaczyć jako podjęcie takiego oczekiwania, nawet jeśli ze słów tego tekstu wynika po prostu, że mowa tu w ścisłym znaczeniu o dziewicy. (...) Jednocześnie jednak jest całkowicie jasne, że momenty, do których nowotestamentalne opowiadanie o narodzeniu się Jezusa z Maryi Dziewicy nawiązuje bezpośrednio, tkwiły nie w dziedzinie historyczno-religijnej, tylko w Biblii Starego Testamentu. Pozabiblijne opowiadania tego rodzaju różnią się gruntownie przez swe słownictwo i treść od historii narodzenia Jezusa. Główna różnica polega na tym, że w pogańskich tekstach bóstwo prawie zawsze występuje jako moc zapładniająca, rodząca, a więc ma aspekt mniej lub więcej płciowy, i stąd okazuje się w sensie fizycznym "ojcem" dziecka-zbawiciela. Nic takiego, jak widzieliśmy, nie zachodzi w Nowym Testamencie. Poczęcie Jezusa jest stworzeniem na nowo, nie zaś spłodzeniem przez Boga. Bóg nie staje się przez to w biologicznym sensie ojcem Jezusa i zarówno Nowy Testament, jak i teologia Kościoła w zasadzie nigdy nie upatrywały w tym opowiadaniu, względnie w podanym tam zdarzeniu, podstawy tego, że Jezus jest prawdziwie Bogiem, Jego "synostwa Bożego". Nie znaczy to bowiem, że Jezus był pół--bogiem, pół-człowiekiem; dla wiary zawsze było czymś podstawowym, iż Jezus jest całkowicie Bogiem i całkowicie człowiekiem. (...) Synostwo Boże Jezusa nie polega, według wiary Kościoła, na tym, że Jezus nie miał człowieka za ojca. Nauka o bóstwie Jezusa pozostałaby nie naruszona, choćby pochodził On z normalnego ludzkiego małżeństwa. Synostwo Boże, o którym mówi wiara, nie jest bowiem faktem biologicznym, tylko ontologicznym, nie jest zdarzeniem w czasie, tylko w wieczności Boga. Bóg jest zawsze Ojcem, Synem i Duchem; poczęcie Jezusa nie znaczy, że powstaje nowy Bóg-Syn, tylko, że Bóg jako Syn w człowieku Jezusie przybiera sobie człowieczeństwo, tak iż sam jest człowiekiem. (...)
Stary Testament zna cały szereg cudownych narodzin w decydujących, przełomowych chwilach historii zbawienia. Sara, matka Izaaka (Rdz 12, 18), matka Samuela (1 Sam 1-3) i nieznana matka Samsona (Sdz 13) są niepłodne i nie mają żadnej, po ludzku mówiąc, nadziei na potomstwo. U wszystkich trzech przychodzi na świat dziecko, które staje się wyswobodzicielem Izraela mocą zmiłowania Bożego, Bóg bowiem czyni możliwym to, co niemożliwe (Rdz 18, 14; Łk 1, 37), wywyższa uniżonych (Sam 2, 7; 1, 2; Łk 1, 51; 1, 48), a władców strąca z tronu (Łk 1, 52). Kontynuacją tego szeregu jest Elżbieta, matka Jana Chrzciciela (Łk 1, 7-25, 36); punktem szczytowym zaś i ukoronowaniem - Maryja. Sens zaś tego, co się dokonało, jest zawsze ten sam: zbawienie świata nie pochodzi od człowieka i jego własnej mocy; człowiek musi pozwolić, by mu to zostało darowane i tylko jako dar może je przyjąć. Narodzenie z Dziewicy nie jest ani rozdziałem ascetyki, ani też nie należy bezpośrednio do nauki o synostwie Bożym Jezusa; jest ono przede wszystkim i ostatecznie teologią łaski, wieścią o tym, w jaki sposób przychodzi do nas zbawienie, mianowicie w prostocie przyjęcia go jako nie wymuszonego daru miłości, która zbawia świat. W Księdze Izajasza ta myśl o zbawieniu wyłącznie mocą Boga jest wspaniale wyrażona w słowach: "Śpiewaj z radości niepłodna, któraś nie rodziła, wybuchaj weselem i wykrzykuj, któraś nie doznała bólów porodu. Bo liczniejsi są synowie porzuconej niż synowie mającej męża, mówi Jahwe" (Iz 54, 1; por. Gal 4, 27; Rz 4, 17-22). W Jezusie ustanowił Bóg pośród niepłodnej i pozbawionej nadziei ludzkości nowy początek, który nie jest wynikiem własnej historii ludzkości, tylko darem. Jeśli już każdy człowiek przedstawia coś niewypowiedzianie nowego, większego niż suma chromosomów i większego niż produkt danego środowiska, mianowicie niepowtarzalne stworzenie Boże, to Jezus jest prawdziwie czymś nowym, co nie pochodzi z tego, co właściwe ludzkości, lecz z Ducha Bożego. Dlatego jest On Adamem po raz drugi (1 Kor 15, 47), wraz z Nim rozpoczyna się nowe stawanie się człowieka. W przeciwieństwie do wszystkich wybranych, którzy go poprzedzają, nie tylko otrzymuje On Ducha Bożego, lecz także, nawet w swej ziemskiej egzystencji, jest tylko dzięki Duchowi, i dlatego jest ziszczeniem wszystkich proroctw: jest prawdziwym prorokiem.
(Joseph Ratzinger, Wprowadzenie w chrześcijaństwo, część II – Jezus Chrystus, Znak 2006, s.284-293)